Cześć moi Drodzy!
W pierwszą zagraniczną podróż w 2023 roku udałem się wraz z Narzeczoną do Aten! Stolicę Grecji zwiedzaliśmy przez cztery lutowe dni, nasiąkając jej klimatem i nieładem godnym Bałkanów.
Mając wciąż w pamięci klaksony samochodów, drzewka pomarańczowe przy ulicach i zabytki sprzed ponad 2 tysięcy lat, pragnę zabrać i Was na wąskie uliczki, między tysiące betonowych domów, na wzgórza i nad morze.
W kilku artykułach postaram się pokazać i opisać jak najlepiej potrafię stolicę Grecji. Spojrzymy na miasto przez pryzmat kotów, zjemy pyszne Greckie dania, zaznamy “Bałkańskiego kotła”. Dowiecie się dlaczego Ateny to miasto tak samo piękne jak i brzydkie, poczujecie zapach historii sprzed 2,5 tysiąca lat, zobaczycie IMPONUJĄCY miejski pejzaż oraz urocze i pełne klimatu zaułki pod Akropolem. Będzie gęsto i miejsko, ale też zielono i przestrzennie, będzie głośno i brudno, ale też romantycznie i schludnie, będzie historycznie, jak również współcześnie.
Co ISTOTNE, to TRZECI artykuł pokazujący Ateny (i okolice) na moim blogu. Pozostałe macie poniżej:
- Klimatyczne i pełne historii centrum Aten – Plac Syntagma, Plaka, Monastiraki, Agora Rzymska oraz Anafiotika
- Ateńskie wzgórza z Akropolem na czele – zabytki, widoki, zachód słońca
- Ateny – miasto pomarańczy, kotów i starożytnych zabytków. Jakie są Ateny poza turystycznym szlakiem?
Zapraszam na zwiedzanie Aten – miasta pomarańczy, kotów i starożytnych zabytków!
Dzień trzeci – chaos i ład Pireusu oraz podróż tramwajem wzdłuż wybrzeża do Glyfady
Witam Was serdecznie na blogu Miejski Wojażer, na którym opisuje i pokazuje swoim okiem przeróżne miejsca, które miałem możliwość w Polsce, Europie i na Świecie zobaczyć. Tym razem zapraszam do relacji z trzeciego dnia w Grecji, dokładniej w Atenach, ściślej – w Pireusie i Glyfadzie. Życząc miłej lektury, oddaje Wam kilkadziesiąt zdjęć i opis tegoż fragmenciku południowej Europy.
Trzeci dzień w Atenach spędziliśmy w zasadzie poza miastem. Owszem, zabudowa ciągnie się nieprzerwanie aż do Pireusu, oba miasta są połączone dwiema liniami metra, ale miasto Ateny (jego administracyjne granice) do morza nie sięga. Tego dnia mieliśmy niestety najgorszą w ciągu całego pobytu pogodę. Co prawda nie padało, aczkolwiek było dość smutno z momentami przebłyskującego słońca. Pragnąłem poznać Pireus, o którym przeczytałem, że jest odwrotnością Aten. Byłem również ciekaw całego wybrzeża, które ciągnie się około 20 km, należąc do aglomeracji Ateńskiej. Spragnieni przygody, ruszyliśmy!
Podróż metrem do Pireusu
Sobotę 11 lutego rozpoczęliśmy od śniadania w hotelu, następnie wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy na metro. Przejechaliśmy zaledwie jedną stację, by na Placu Omonia (a raczej pod nim) przesiąść się do metra w kierunku Pireusu. Linia M1 (kolor zielony) tuż za Placem Monastiraki “wynurza” się z podziemi i biegnie ponad jej powierzchnią. Z pociągu zobaczycie np. teren Agory Ateńskiej, choć przede wszystkim typową, mało estetyczną miejską zabudowę. Byliśmy zdumieni ilością bazgrołów (graffiti) “zdobiących” elewacje budynków.
Pireus – krótka charakterystyka
Pireus to jedno z większych miast w Grecji, największy port w kraju i część aglomeracji Ateńskiej. Liczy sobie ponad 160 tysięcy mieszkańców, położony jest na górzystym półwyspie i był historycznym portem Aten już w starożytności. Obecnie można tutaj dotrzeć metrem na tym samym bilecie, który funkcjonuje w Atenach.
Pierwsze wrażenie w okolicy portu
Stacja metra znajduje się w okolicy portu i przystani pasażerskiej, jednakże my od razu “wgryźliśmy” się w miejską tkankę. Spacer rozpoczęliśmy od ulicy Dim. Gounari, której zabudowa, choć miejscami urocza i zdobna, niestety mocno zapuszczona. Chaos na ulicy, chodnikach, tagi na elewacjach, reklamy, śmietniki i oczywiście uliczny handel.
Zapewne brak słońca potęgował wrażenie miejsca smutnego i mało estetycznego, jednak co by nie mówić, okolica zrobiła takie a nie inne wrażenie, choć tak jak napisałem, niektóre kamieniczki są warte uwagi.
Architektonicznie zdaje się najciekawsze miejsce
Zboczyliśmy na ciekawy rybny i mięsny targ, z którego wyszliśmy wprost na ulicę Akti Posidonos Str – zdecydowanie przestronniejszą i schludniejszą. Tak jak wcześniej miasto tonie w chaosie, nieładzie i dosadnie mówiąc brudzie, tak tutaj jest zgoła odmiennie.
Ulica Leof. Vasileos Georgiou A, rozpoczyna się niemal na styku lądu i portowych nabrzeży od mocnego akcentu – Placu Temistoklesa oraz Katedry Św. Trójcy.
Zabudowa tworząca zwarte pierzeje jest w tym miejscu zdecydowanie bardziej wielkomiejska i ładniejsza. Katedra została zbudowana w połowie XIX wieku w typowym tutaj stylu neobizantyjskim. Stanowi jeden z bardziej charakterystycznych punktów na architektonicznej mapie Pireusu. Jest dobrze widoczna z wody, zatem może służyć za punkt orientacyjny dla kapitanów statków.
Plac Korai – teatr, cerkiew, fontanna
Kawałeczek dalej mamy Teatr Miejski z końca XIX wieku, stojący przy wspomnianej ulicy Leof. Vasileos Georgiou A, zaś frotem z czterema kolumnami skierowany do Placu Korai. Wschodnia część placu może śmiało służyć za miejsce odpoczynku, bowiem wokół niewielkiej fontanny znajdziecie ławeczki i zieleń urządzoną. Posępną zabudowę urozmaica fasada Cerkwi Konstantyna i Heleny.
Soritos Dios – deptak i pomarańcze
Nasz spacer po Pireusie ciągnął w stronę zdaje się najpiękniejszego miejsca – Mirina ZEA. Nim jednak spacerowaliśmy nad wodą, przyjrzeliśmy się wyłączonej z ruchu kołowego ulicy Sotiros Dios. Deptak imponuje ilością drzew pomarańczowych, które zobaczycie nie tylko tutaj.
Wizytówka miasta – Marina ZEA 💦
Marina ZEA to największa przystań jachtowa w całej Grecji. Cumują tutaj jednocześnie małe rybackie łódki oraz nowoczesne i luksusowe jednostki pod banderami różnych krajów. Marina ulokowana jest w zatoczce w kształcie okręgu z wyjściem dla statków na Zatokę Sarońską.
Przeszliśmy się najpierw w jedną stronę, by później wrócić w to samo miejsce i pokierować dalej, tak aby zobaczyć Marinę ZEA z różnych perspektyw. Nad mariną biegnie promenada, stanowiąca świetne miejsca spacerów.
Na pejzaże składają się jachty i łodzie, woda oraz zabudowa, która wypełnia szczelnie pierzeje wokół przystani. Widać, że miasto położone jest na wzniesieniach, które zdają się być w większości zabudowane.
Docierając nad zatokę pod stronie zachodniej, oglądaliśmy chyba najbardziej luksusowe jachty oraz drugi brzeg, położony na wschód od wejścia do przystani. Właśnie tutaj napotkaliśmy najładniejsze widoczki.
Podobnie było po drugiej stronie wyjścia/wejścia do przystani, gdzie w jednej z knajpek usiedliśmy na herbatkę.
Spacer z widokiem na Zatokę Sarońską
Nasza trasa wiodła następnie ulicą Akti Kountouriotou z widokiem na Zatokę Sarońską i całe wybrzeże Ateńskiej metropolii. Równolegle do ulicy ciągnie się plaża Votsalakia, jednakże jeśli liczyliście na rajskie widoczki, to muszę Was zmartwić – plaża jest wąska i mało atrakcyjna wizualnie. Natomiast ogólny krajobraz z każdym metrem robi coraz większe wrażenie!
Ulica biegnie wyżej względem morza, zatem przy każdej okazji, zatrzymywaliśmy się, by cyknąć kilka fotek. Zobaczyliśmy chociażby kompleks sportowy z otwartym basenem, który ciekawie wygląda na tle w postaci Zatoki Sarońskiej.
Mikrolimano – najprawdopodobniej najładniejsze miejsce w Pireusie
Dotarliśmy do drugiej przystani w Pireusie – Mikrolimano. Kameralna i moim zdaniem również bardziej urocza aniżeli Marina ZEA. Ładna i schludna promenada, skromniejsze jachty, nie tak nachalna zabudowa i świetnie widoczne pobrzeże w oddali. Warto zajrzeć w uliczki zlokalizowane tuż obok przystani, gdyż ich zabudowa plus stromizna, budują miłe odczucia.
Jak zapamiętałem Pireus i czy tam wrócę?
Powoli kończyliśmy wędrowanie po Pireusie, który pozostawił w nas sprzeczne uczucia. Z jednej strony miasto z lekka odrzuca swym stanem w okolicy stacji metra i portu, z drugiej już nad wodą jest na czym zawiesić oko.
Zaraz po zwiedzaniu Pireusu byłem pewien, że drugi raz tutaj nie przyjadę, jednakże z perspektywy czasu, dałbym Pireusowi jeszcze jedną szansę. Pierwsza kwestia to pogoda, która ma spory wpływ na postrzeganie miejsc i widoków. Druga to fakt, że pisząc ten tekst, dowiedziałem się o sporej ilości ciekawych miejsc w Pireusie, których nie odwiedziliśmy. Zatem jeśli po raz kolejny będę w Atenach, wrócę do Pireusu, by dokładniej zwiedzić miasto.
Przejazd tramwajem wzdłuż wybrzeża z Pireusu do Glyfady
Tymczasem z przystani Mikrolimano zmierzaliśmy na przystanek tramwajowy. Nasz plan był prosty – przejechać się tramwajem wzdłuż wybrzeża, obejrzeć (z tramwaju) miejsca po drodze i wysiąść w Glyfadzie.
Musicie wiedzieć, że po Ateńskiej metropolii kursuje kilka linii tramwajowych. Dwie śmigają równolegle do Zatoki Sarońskiej, a fakt, iż obowiązuje tutaj ten sam bilet co w Atenach sprawia, że bez problemu można poruszać się między nadmorskimi miejscowościami.
Nadmorska część aglomeracji jest dość mocno zurbanizowana, zaś nad samą wodą nie brakuje miejsc do czynnej i biernej rekreacji. Generalnie wybrzeże nie zrobiło na nas jakiegoś WOW wrażenia, ale to może dlatego, że zobaczyliśmy je w lutym. Pewnie latem jest zupełnie inaczej.
Zjawiskowy spektakl natury
Tego dnia słońce pokazywało się tylko na moment. Ten moment nastąpił krótko wyjściu z tramwaju w Glyfadzie, kiedy stanęliśmy na plaży i zobaczyliśmy promienie światła bijące z nieba w wodę. Niebo było podzielone na ciemną, brunatną i posępną część oraz jasną z przebijającym błękitem i łuną światła. Wraz z plażą i palmami na pierwszym planie, natura stworzyła zjawiskowy spektakl.
Plaża ciągnie się kawałek, dalej mamy marinę, ponownie plażę i znów marinę. Czuliśmy się trochę jak na “końcu świata”, a uczucie to potęgowała kapkę mroczna aura.
Ostatnim obrazkiem, jaki oglądaliśmy przed powrotem do Aten, był statek oczekujący na wejście do portu z samotną ławeczką i drzewkiem na pierwszym planie.
Glyfada – krótki opis
Glyfada to miasto zamieszkiwane przez niemal 90 tysięcy mieszkańców, zlokalizowane w południowo-wschodniej części aglomeracji Ateńskiej. Co ciekawe, miastem partnerskim Glyfady jest m.in. Maltańska Gzira, gdzie nocowaliśmy w jednym z hoteli podczas pobytu na Malcie w 2021 roku (artykuły z Malty znajdziecie TUTAJ).
Nieco inny powrót do Aten
Powrót do stolicy okazał się dłuższy niż myśleliśmy, gdyż z pewnych względów tramwaj zamieniliśmy na autobus. Korki trochę wydłużyły czas jazdy, aż w końcu wysiedliśmy w okolicy Placu Syntagma, witając się z pełnym życia miastem. Zrobiliśmy wówczas zakupy, idąc ulicą Ermou, kupiliśmy obwarzanki, chłonęliśmy wieczorne życie miasta, które ze względu na piątek tętniło bardziej, aniżeli w poprzednich dniach. Wróciliśmy na Plac Syntagma i udaliśmy metrem do hotelu, gdzie zakończyliśmy nasz dzień zwiedzania.
Podsumowanie trzeciego dnia w Atenach (i okolicach)
Trzeci dzień w Atenach był inny niż pozostałe, co nie znaczy, że gorszy 😉 Pireus nie jest, jak przeczytałem, sennym, zupełnie odmiennym od Aten miastem. Ma swój klimat i warto poszukać czegoś co Wam odpowiada. Warto przejść się uliczkami miasta, poczuć na własnej skórze jego aurę, skosztować widoków podczas spacerów przy przystaniach i nad morzem oraz szukać, szukać i szukać uroku, klimatu oraz ciekawostek w chaosie, niedbalstwie i nieładzie, który niewątpliwie jest częścią tego miasta. Uważam również, że warto pojechać tramwajem wzdłuż wybrzeża, które pewnie latem jest żywsze i piękniejsze. Jednakże w lutym możecie poczuć się jak “na końcu świata” i to również ma swój urok.
Kilka (istotnych) słów na koniec
Dziękuję Wam za lekturę nowego wpisu i wizytę na blogu. Mam nadzieję, że wrócę kiedyś do Pireusu i zobaczę więcej niż tym razem. Jednocześnie cieszę się, że tam byłem i mogłem Wam pokazać to miejsce.
Obserwujcie moje konta na FACEBOOK’u oraz INSTAGRAMIE. Właśnie tam pokazuje na żywo i na bieżąco swoje podróże.
Odkrywajcie Europę, pokazujcie innym i cieszcie się tym! Pozdrawiam, Cześć!