Zwiedzamy Lyon – wspaniały bulwar nad Rodanem

Z

Cześć Przyjaciele!

W pierwszą podróż w 2019 roku wybrałem się do Francji, a dokładniej do Lyonu. Cieszę się niezmiernie, pisząc te słowa, będąc jednocześnie na świeżo po wyprawie. Pełen nowych miejskich krajobrazów, zdarzeń, ludzi, postaram się jak najlepiej oddać to wszystko co zobaczyłem oraz choć po części zarazić Was emocjami, które obudził we mnie Lyon.

Dlaczego Lyon?

Zapewne wielu z Was zadaje sobie pytanie – dlaczego Lyon? Na to złożyło się kilka kwestii. Po pierwsze, obierając za cel Francję, celowałem w miasto, które nie jest najczęstszym wyborem turystów. Oczywiście, kiedyś i na Paryż lub Niceę przyjdzie czas, jednak aktualnie pragnąłem zaspokoić ciekawość dotyczącą stricte miejskiego życia. Po drugie, wizzair z Warszawy daje możliwość dolecieć do czterech Francuskich miast, analizując zatem możliwe terminy, uwzględniając swoją pracę, mecze Lechii (których staram się nie opuszczać) oraz, co dość prozaiczne, ceny lotów, wybrałem właśnie Lyon.

Przygotowania do wyprawy

Przygotowania do wyjazdu zacząłem już w styczniu, kiedy kupiłem bilety na lot oraz transport do Warszawy. W lutym zarezerwowałem pokój przez Airbnb. Również w lutym jak i marcu, przygotowywałem się pod kątem tego co warto w Lyonie zobaczyć, opisałem trasy zwiedzania na każdy dzień, zapoznałem z wieloma wpisami różnych blogerów, aby mieć wszechstronne spojrzenie. Od razu napiszę, iż na żadnym z blogów nie znalazłem tego, co Ty znajdziesz u mnie. Kilka głównych atrakcji, owszem, są ciekawe, ale to co je łączy, jeszcze (moim zdaniem) ciekawsze. W opracowaniu tras zwiedzania brałem również to, iż nie byłem sam, tym razem w podróży towarzyszyła mi mama i był to Jej pierwszy lot.

Co ważne, czytacie pierwszy wpis z wyjazdu do Lyonu. Druga pojawi się już w sobotę.

Zaczynamy podróż! Gdańsk – Warszawa – Lyon

Podróż zacząłem już w piątek 15 marca w Gdańsku, skąd o 23:50 odjechałem flixbusem do Warszawy. W stolicy zameldowałem się przed 6:00 rano, metrem podjechałem do centrum i na Dworcu Centralnym odczekałem jakieś dwie godziny, po czym pojechałem na lotnisko. Z Warszawy wyleciałem kilka minut przed południem i już chwilę po 14:00 byłem na lotnisku Lyon Saint Exupery. Jeszcze w terminalu poznałem koleżankę Kasię (pozdrawiam!), która pomogła w zakupie biletu na tramwaj i towarzyszyła nam w drodze aż do centrum miasta.

Pierwsze zdjęcie, które zrobiłem

W centrum Lyonu zameldowałem się niedługo po 15:00. Na 20:00 byliśmy umówieni w mieszkaniu, w którym mieliśmy spać, zatem były dobre 4 godziny na zwiedzanie. Patrząc na pierwsze zdjęcie, które zrobiłem, ujrzałem coś co przez cały pobyt mocno mnie rozczulało! Otóż w Lyon można wypożyczać elektryczne hulajnogi z czego korzysta wiele osób, również par (pisząc te słowa, u nas w Polsce jeszcze ich nie było). Widok chłopaka z dziewczyną, śmigających razem ulicą na hulajnodze, nie należał do rzadkości, a u mnie każdorazowo powodował uśmiech. Sam muszę tego spróbować 😉

Zaczynamy spacer – na początek okolica Dworca Part Dieu

Okolica przystanku tramwajowego otoczona jest współczesną zabudową, od razu zwróciłem uwagę na tramwaje, dłuższe niż w Gdańsku, co jest jak widać coraz częściej stosowanym rozwiązaniem (choćby w Krakowie lub Budapeszcie takie widziałem). Udaliśmy się Rue de la Villette o dosyć nowoczesnym wyrazie, po czym skręciliśmy w Rue de Bonnel, przechodząc pod wiaduktem kolejowym, wychodząc wprost na grupkę wieżowców. Lyon w dużej mierze zabudowany jest podobnej wysokości kamienicami, posiada jedynie kilka wieżowców, właśnie w okolicy Dworca Part Dieu.

W tym miejscu wysiedliśmy z tramwaju, jadącego z lotniska do miasta
Rue de la Villette z nowoczesną zabudową i długi tramwaj
Miks współczesnej i starszej zabudowy

Cours Lafayette – przyjemna, miejska, “nasza”

Odbiliśmy na północ na Cours Lafayette, która to ulica, z racji położenia mieszkania, okazała się najczęściej przez nas odwiedzana. Lafayette przy skrzyżowaniu z Boulevard Marius Vivier Merle oraz Boulevard Jules Favre, przywitała mnie mieszanką solidnych kamienic oraz współczesnego budownictwa. Spacerując w stronę ścisłego centrum, zdecydowanie przeważają kamienice, tworząc udane pierzeje dla wielkomiejskiej przestrzeni.

Ulica jest dobrze zaaranżowana jeśli idzie o podział przestrzeni – chodniki są szerokie i wygodne, na jezdni znalazło się miejsce na pasy rowerowe oraz miejscami buspasy, kierowcy samochodów nie mają więc autostrady przez centrum miasta. Elewacje kamienic, podział przestrzeni, mnóstwo lokali usługowych i mamy efekt w postaci miejsca, gdzie przyjemnie się spaceruje.

Marechal de Saxe – niewiele ulic może pochwalić się takim zestawieniem kamienic i drzew

W okolicy najwyższego z wieżowców miasta (Tour Incity, 200 metrów wysokości) pojawił się pochód ludzi, którzy masowo zmierzali w naszą stronę. Przez chwilę szedłem niejako pod prąd rzeki ludzi, po czym skręciłem w lewo w Rue de Crequi i zaraz w prawo w Rue Rabelais. Trafiliśmy między wysokie, dostojne kamienice, ale to było nic w porównaniu z ulicą Marechal de Saxe, gdzie prócz wspaniałej zabudowy, rosną wysokie platany. Co za widok! Kamienice utrzymane w jednorodnej kolorystyce, na elewacji można zobaczyć subtelne boniowania, naczółki nad oknami czy piękne balustrady balkonów, zaś obok szpalery imponujących drzew. Spacer chodnikiem między jednymi a drugimi, to sama przyjemność. Serio. Niewiele ulic może się pochwalić takim krajobrazem, zatem jeśli będziecie w Loynie, zaglądajcie.

Czy trzeba coś dodawać?

Bulwar nad Rhone! Jeden z lepszych jakimi spacerowałem

Rue de Bonnel zmierzałem nad rzekę Rhone, gdzie długo nie mogłem zebrać szczęki z ulicy… Od zawsze powtarzam, że w zwiedzaniu miast najlepsza jest ich tajemnica i spokojne, naturalne, namacalne jej odkrywanie z czasie spaceru. Można przejrzeć wiele map, oglądać miasto na GSV, czytać blogi, słuchać ludzi którzy tam byli, ale dopiero Twój kontakt z miastem i to jak ono Cię zaskakuje, daje największą radość.

Po dojściu nad rzekę, zobaczyliśmy taki widok!

Idąc Rue de Bonnel, trafiłem na bulwar Victora Augagneura. Wyobraźcie sobie to – pierzeja eleganckich kamienic, szpalery rozłożystych platanów i rzeka! Do tego genialny bulwar. Między drzewami szeroka aleja zasypana spacerującymi, niżej biegnąca równolegle droga rowerowa jak i trakt pieszy tuż nad wodą, a między nimi trawnik, również pełen wypoczywających osób. Wielkie wrażenie wywiera przejście z gęstej tkanki miasta nad rzekę. Mamy kamienice, obok aleję między wysokimi platanami, dalej bulwar i otwierające się szerokie widoki nad rzeką.

Spacerowaliśmy bulwarem na południe, najpierw położoną wyżej względem wody aleją między drzewami, później już nad samą wodą. Nie dało się nie zwrócić uwagi na masy ludzi! Co ważne podkreślenia, różnorodnych ludzi. Cały czas spoglądałem na to, co dzieje się z drugiej strony rzeki. Patrząc na północ widziałem zabudowę na wzgórzach, z kolei bliżej, po drugiej stronie rzeki, umieszczony w historycznym gmachu szpitala, Hotel-Dieu. Bulwar nabiera ciekawego kształtu przy Moście de la Guillotiere, gdzie nad rzekę prowadzą schody robiące za miejsce do odpoczynku, zaś niżej mamy nieckę z wodą (kiedy tam byłem wody w niej nie było) oraz drogę dla pieszych i rowerzystów nad samą wodą.

Po przejściu pod jednym z ładniejszych mostów (Pont de I’Universite), weszliśmy na powrót na alejkę bliżej kamienic. W tej części bulwaru zobaczyliśmy jak młodzi Francuzi grają w boulle czy ćwiczą kalistenike.

Za rzeką, na Placu Carnot

Mostem Gallieni przedostałem się na półwysep między rzekami Rhone i Saone. Plan był taki, aby od Placu Carnot, zgłębiać ów teren na północ, co też czyniliśmy tego oraz kolejnego dnia. Plac Carnot otoczony ładnymi kamienicami, na które padały ostatnie promienie słońca, jest miejscem pełnym zieleni i ludzi. Na północ od niego wychodzi deptak, Rue Victor Hugo, która w porównaniu z innymi ulicami, nie zrobiła na mnie wrażenia.

Pięknie i romantycznie nad Saone

Odbiłem w lewo w poszukiwaniu Kościoła Saint-Martin d’Ainay, który po chwili odnalazłem pośród gęstej zabudowy. Jest to romańska świątynia pochodząca z X wieku, zatem mamy do czynienia z bardzo ciekawym zabytkiem! Uliczkami doszedłem na nabrzeże nad rzeką Saone, która na tym odcinku (Nabrzeże Tillsit) jest bardziej kameralna i mniej zrobiona aniżeli nabrzeże, którym spacerowaliśmy wcześniej nad rzeką Rhone. Mimo tego miejsce potrafi zauroczyć, jest spokojnie, obok rośnie szpaler drzew, dalej mamy pierzeje kamienic, z kolei nad wodą przepiękne krajobrazy.

Otóż z drugiej strony Saone wznosi się spore wzgórze z zabudową, szczególnie widok Kościoła Św. Jerzego z położoną na samym szczycie Bazyliką Notre-Dame de Fourviere, robi wrażenie!

Dwie stacje metrem i udaliśmy się do mieszkania

Pokręciłem się jeszcze po kilku uliczkach, docierając nad Place Bellecour. Zaczęło się wówczas ściemniać, zatem zwiedzanie owego placu zostawiłem sobie na dzień kolejny. Ze stacji metra Ampere Victor-Hugo, przejechaliśmy dwie stacje, wysiadając na stacji Cordeliers. Uwielbiam jazdę metrem właśnie ze względu na element zaskoczenia, kiedy wcześniej nie byłem w danym rejonie miasta, wysiadam i… szok. Tak było w tym wypadku, gdyż Place des Cordelers jest jedną z ciekawszych miejskich przestrzeni w Lyon. Na jej opis poczekajcie do dnia drugiego.

Już pod osłoną nocy, Mostem Lafayette, pełni radości z tego co zobaczyliśmy, kierowaliśmy się na Course Lafayette, na 20:00 do wspomnianego mieszkania. Tak minął nam pierwszy dzień w Lyon, który okazał się świetnym wstępem do kolejnych, wspaniałych dwóch dni.

Kilka (istotnych) słów na koniec

To mój pierwszy wpis pod nową nazwą i odsłoną bloga. Napiszcie proszę, jak się Wam podoba i co mogę ewentualnie zmienić 🙂

Od teraz publikuje DWA razy w tygodniu

Kolejna ważna informacja jest taka, iż będę publikował nie raz, a DWA razy w tygodniu. We wtorki i soboty, zatem kolejny wpis z Lyonu już za kilka dni w sobotę!

Założyłem fanpage “Miejski Wojażer”

Założyłem również fanpage -> Miejski Wojażer (klik), gdzie każdego tygodnia będę przedstawiał dane miasto lub region Polski lub innego kraju, bądź cały kraj. Do tego będę tam umieszczał zdjęcia i filmiki z aktualnie odbywanych podróży (pod koniec listopada szykuje się petarda!) oraz dzielił przemyśleniami. Oczywiście również tam będę wstawiał każdy nowy wpis na blogu.

Zatem, zachęcam do zostawienia “lajka” i obserwowania 🙂

Odkrywajcie Europę, pokazujcie innym i cieszcie się tym! Pozdrawiam, Cześć!

O autorze

Kamil Sulewski

Cześć moi drodzy!

Uwielbiam podróżować, zwiedzać, rozgryzać miasta i kraje, sprawdzać czym się różnią w zakresie architektonicznym i społecznym. Kocham miasta, jednakże nie zapominam o naturze, którą znajduje i w miastach i totalnie poza nimi.

Dodaj komentarz

Kamil Sulewski

Cześć moi drodzy!

Uwielbiam podróżować, zwiedzać, rozgryzać miasta i kraje, sprawdzać czym się różnią w zakresie architektonicznym i społecznym. Kocham miasta, jednakże nie zapominam o naturze, którą znajduje i w miastach i totalnie poza nimi.

Ostatnie wpisy

Archiwa