Najciezsza i zarazem najpiekniejsza wyprawa – Budapeszt po raz drugi ! Czesc pierwsza.

N

Witam Was serdecznie przyjaciele 🙂 Po raz pierwszy się zdarza, abym pisał tekst z takim przejęciem i ekscytacją. Bowiem po raz drugi odwiedziłem miasto, które takie i wiele więcej przyjemnych emocji wzbudza. 


Za chwilę dowiecie się o jakim mieście piszę, lecz na początku pragnę wspomnieć o cierpieniu. Czy wchodzicie świadomie w sytuacje, które wiecie, że są ciężkie ? No właśnie… A ja wchodzę. Bo mógłbym zostać w domu, oglądać zdjęcia danego miasta, które sam zrobiłem lub takie, które zrobił ktoś inny. Mógłbym szukać wymówek, dlaczego lepiej nie jechać. Jednak tego nie robię. 


Wiem, że 17 h podróży w jedną stronę jest mało komfortowe (choć ja i tak jestem “inny” w tym aspekcie, niektórzy narzekają już po 2 h w autokarze), mimo tego idę w to ! Zwiedzanie jest jak najbardziej miłe i fascynujące, jednakże nie ma co się oszukiwać, każdy, dosłownie każdy się męczy. Tym bardziej jeśli tak jak ja rzeczywiście nie dajesz sobie taryfy ulgowej i mimo zmęczenia, bólu i trudności idziesz naprzód. 


Jak tak można ? Jak można świadomie decydować się na trud ? Ano można i powiem więcej… lubię to robić. I nie, nie jestem masochistą, znam swoje ciało i organizm, wiem na ile mogę sobie pozwolić. Aczkolwiek ruszam ze świadomością, że będę MUSIAŁ przezwyciężyć różne ograniczenia i trudności. Co się dzieje później przekonacie się czytając pierwszą i kolejne części opisujące tę wyprawę. 


Po raz pierwszy stolicę Węgier odwiedziłem w maju zeszlego roku (2016 r) i na serio zakochałem sie w klimacie miasta. Mimo jego niedoskonałości, poczułem sporą więź z widokami, dźwiękami, szybkimi schodami do metra, językiem, którego ni w ząb nie rozumiem, klimatem metra i ogromną różnorodnością zaskakującą na każdym kroku. Gdy wróciłem do Gdańska czułem tęsknotę i wiedziałem, że wrócę. No i kupiłem bilety. I pojechałem. Wróciłem. 


A teraz zapraszam Was moi drodzy do relacji i podróży po Budapeszcie ! 

Droga do Budapesztu i pierwsza mysl po przyjezdzie.




A zaczęło się jak zawsze w Gdańsku. We wtorek, 4 października o godzinie 9:30 ruszyłem busem do Warszawy, gdzie zameldowałem się około 14:00. Bus do Budapesztu odjeżdżał o 17:45 tak więc mogłem choć trochę zagłębić się w ulicach stolicy. Wymieniłem pieniądze, kupiłem mapę Budapesztu i po spacerze ruszyłem metrem na Wilanowską. Zgodnie z planem ruszyliśmy do Budapesztu o 17:45 mając przed sobą całe 12 h jazdy. Na miejsce dotarłem około 5:30 rano. 


Wysiadłem z autokaru, było jeszcze ciemno, dość zimno, mocno wiało i pomyślałem… Co ja tutaj robię ? Kupiłem bilet całodobowy i usiadłem w poczekalni. Czekałem aż się rozjaśni i wyjdzie słońce. 7:07 wstałem i ruszyłem na zwiedzanie. 




Co ja tutaj robie ? Budapeszt szybko mi odpowiedzial.




Mogę szczerze powiedzieć, zwiedzanie zabierające mnóstwo energii, którą oddałem miastu, lecz co najważniejsze… energii, którą Budapeszt mi zwrócił – z nawiązką. Wsiadłem do czwartej linii metra i postanowiłem wysiąść na stacji Szent Gellert ter. Jadę w górę, będąc coraz bliżej posadzki placu, już czuję i widzę promienie porannego słońca… Wyszedłem na plac i od razu zmęczenie oraz chłód przestały mieć znaczenie. 




Kiedy wychodzilem z tunelu, wszystko przestalo miec znaczenie.









Tchnienie miasta – to co kocham.




Przy schodach po ścianie spływa woda, idąc do góry pokazywały się solidne, piękne kamienice, między nimi znikały tramwaje a inne, właśnie z tego miejskiego zagłębia wyjeżdżały. Spojrzałem w stronę Mostu Wolności, który poprowadził wzrok na drugą stronę Dunaju. Zobaczyłem piękną dziewczynę. Poczułem tchnienie miasta i już dostałem odpowiedź na pytanie, które zadałem sobie po wyjściu z autobusu. 












Wielkomiejski Plac Szent Gellert.




Plac Szent Gellert to jedna z tych przestrzeni, które mocno mi imponują. Bowiem łączy pieszych wraz z komunikacją miejską, kierowcami i rowerzystami. Nie brakuje ładnej posadzki, ławek, kwiatów na latarniach czy wstawek wodnych jak wspomniana “wodna” ściana i baseniki skąd woda spływa. Jednak łączy się to z torowiskiem i co raz dudniącymi tramwajami, mnóstwem ludzi ciągnących się od metra na tramwaj, z jednej strony ulicy na drugą, w stronę mostu, przystanku itp. Wszystko z jednej strony zamknięte jest eleganckimi kamienicami oraz gmachem Hotelu Gellert zaś z drugiej wychodzi na imponujący Most, Wzgórze Gellerta i Dunaj. Czyż to nie jest czarujące i budzące do życia ? 😉




Piekne kamienice…



…zielen…



…oraz tramwaje 🙂





Cudowny <3









Zmiana planu. 




Plan był taki, aby przejść mostem na stronę Peszteńską, jednak… zmieniłem plan. Postanowiłem wejść na Wzgórze Gellerta. Od tej strony szczytu nie zdobywałem, a poza tym cudowny widok zawsze działa motywująco. Do tego chciałem się zwyczajnie rozgrzać oraz wiedząc, że na górze będzie zimniej i bardziej wietrznie, nieco zahartować. 










Wejscie na Wzgorze Gellerta i zachwyt…




Szedłem będąc coraz wyżej wyglądając między bujną zielenią kolejnych widoków. Schody prowadziły przy skałach i wtem rozpostarł się przede mną szeroki i daleki miejski krajobraz. Z niczym nie potrafię tego porównać i nawet nie chcę. 




Mieniący się od słońca Dunaj, przerzucone nad nim mosty, wielka połać terenu zabudowana kamienicami, każda inna, każda składająca się na miejską dzunglę. Mogłem tylko wyobrażać sobie jak między nimi, ulicami tłoczą się ludzie, pieszo, na rowerach, samochodami czy tramwajami. Mogłem przyjrzeć się krajobrazowi, niezliczonym szczytom, wieżyczkom, kominom, oknom… wszystkiemu co tworzy ten miejski pejzaż. 




Gdzieś daleko miasto zamyka kilka wzgórz, jednak one są daleko, zaś bliżej jest Dunaj, który wije się jak wąż nad którym tłoczy się zabudowa. Mosty, samochody, statki i tramwaje wyglądają z góry jak zabawki. Wszedłem jeszcze wyżej, pod pomnik Wolności, który obserwuje stąd każdą minutę z życia miasta. Wczesna pora dała mi niemal w samotności zachwycać się krajobrazem i jak najpełniej przeżywać to co widzę. 








Widok w stronę Parlamentu, gdzie w jednym obrazie układa się mocne zróżnicowanie miasta, wielkomiejski Peszt z imponującymi gmachami, placami, kamienicami i alejami, zagadkowa i górzysta, pełna wdzięku Buda oraz spinające to wszystko mosty na Dunaju. Wspaniały widok. 



















Chwila w Parku i wracam nad Dunaj. 




Szedłem dalej, mijając cytadelę dotarłem do miłego parku pełnego kwiatów. Schodząc w dół na osi alejki pokazała się rzeka i jeden z mostów co możecie oglądać na zdjęciu. Lubię tego typu perspektywy. Zszedłem z powrotem na Plac Szent Gellert i skierowałem w stronę Mostu Wolności. 






Przyjemne miejsce 🙂





Poranne slonce oswietlalo alejke.





Juz widac Dunaj.





Za tydzien wraz ze mna przejdziecie mostem na druga strone 😉







Dziekuje serdecznie za uwage ! 🙂 Wierze, ze tekst i zdjecia rozpalily Twoja ciekawosc i wrocisz na bloga po wiecej za tydzien. Bede wdzieczny za komentarze oraz udostepnienia, abym mogl dotrzec do wiekszej ilosci osob 🙂 Do nastepnego wtorku !


Odkrywajcie, pokazujcie innym i cieszcie sie tym ! Pozdrawiam, Czesc ! 🙂

O autorze

Kamil Sulewski

Cześć moi drodzy!

Uwielbiam podróżować, zwiedzać, rozgryzać miasta i kraje, sprawdzać czym się różnią w zakresie architektonicznym i społecznym. Kocham miasta, jednakże nie zapominam o naturze, którą znajduje i w miastach i totalnie poza nimi.

Dodaj komentarz

Kamil Sulewski

Cześć moi drodzy!

Uwielbiam podróżować, zwiedzać, rozgryzać miasta i kraje, sprawdzać czym się różnią w zakresie architektonicznym i społecznym. Kocham miasta, jednakże nie zapominam o naturze, którą znajduje i w miastach i totalnie poza nimi.

Ostatnie wpisy

Archiwa